Lemem straszono mnie od dawna, że trudny, że mało kto jest w stanie go zrozumieć, że to książki dla wybrańców itd. Ba, nawet polonistka w podstawówce o Opowieściach o pilocie Pirxie powiedziała, że to mi się nie spodoba, na skutek czego była to jedyna ominięta wówczas przeze mnie lektura programowa. Tak leciały rok za rokiem i lektura za lekturą, stopniowo zbaczając silnie w strony fantastyczne i nazwisko Lema zaczęło przemykać mi przez myśli jako nazwisko autora, co do którego twórczości wypadałoby się kiedyś ustosunkować osobiście. Kiedyś w tym wypadku oznaczało jednak bliżej nieokreśloną przyszłość - aż do momentu, gdy w miejskiej bibliotece pozycje, na które miałam ochotę okazały się być wypożyczone, a lemowski Szpital Przemienienia leżał w miejscu silnie rzucającym się w oczy. Znający twórczość Lema orientują się, że trafiłam akurat na niefantastyczną pozycję tego autora, toteż nadal niewiele mogłam powiedzieć o tym, jakim fantastą był Lem.
Wreszcie niedawno w moje ręce trafiły Dzienniki Gwiazdowe, jedna z bardziej znanych pozycji autora. Znając już jedną powieść Lema oraz te wszystkie opinie, które o nim krążyły spodziewałam się czegoś, co by miało silniejsze podłoże naukowe, tymczasem "trudność" Lema nie w nauce leży, przynajmniej w Dziennikach Gwiazdowych.