czwartek, 2 czerwca 2011

Trzy wiedźmy

Terry'ego Pratchetta oraz jego cyklu Świat Dysku chyba nie trzeba nikomu przedstawiać - nawet nie-fantaści zwykle coś o nim słyszeli.

Trzy wiedźmy to jedna z książek wchodzących w skład tego cyklu, a w zasadzie można tu mówić nawet o podcyklu o czarownicach z Lancre. Głównymi bohaterkami są Magrat, Niania Ogg oraz Babcia Weatherwax, stanowiąc odbicie trzech aspektów Wielkiej Bogini. Każda z nich jest inna, razem jednak stanowią silną mieszankę wybuchową - powodując głównie wybuchy śmiechu.

Fabuła Trzech wiedźm jest w pewnym sensie parodią szekspirowskiego Macbetha. W pewnym sensie, gdyż cała akcja skupia się w większości na wiedźmach, z rzadka tylko pokazując losy Felmeta, Błazna lub Tomjona (nie zapominajmy przy tym o burzy!).


Po prostu życie to teatr, a teatr to życie.

W książce znajdziemy zwyczajową dawkę specyficznego, absurdalnego poczucia humoru właściwego Pratchettowi zarówno w rozwoju akcji, dialogach, jak i charakterystycznych dla Pratchetta przypisach do tekstu.

Lektura łatwa, lekka i przyjemna, chwilami satyryczna, chwilami tylko humorystyczna. Dobre lekarstwo na przygnębienie i chandrę, chociaż możliwy jest skutek uboczny - pęknięcie ze śmiechu.

4 komentarze:

  1. Kocham Pratchetta, a cykl o wiedźmach w szczególności. "Trzy wiedźmy" to lektura obowiązkowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama mam raczej duże zaległości w Świecie Dysku, czytałam tylko kilka książek - ale też najbardziej przypadają mi do gustu jak dotychczas wiedźmy :) i Śmierć oczywiście :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak, zdecydowanie jest to lekarstwo na chandrę :)

    OdpowiedzUsuń