Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie widok z okna w wysokiej wieży, gdzie przed Wami rozpościerają się wyłącznie chmury i otwarta przestrzeń? Podobny obraz pojawiał się w wizjach Karla Schroedera, o czym wspomina w swojej przedmowie do Słońca Słońc - i to ten obraz był ziarnem, z którego wyrosła idea świata Virgi. Świata, w którym wszystko dryfuje w powietrzu...
Virga to sztucznie zbudowany, ogromny system, przypominający balon, w którym zupełnie brakuje grawitacji, z wyjątkiem tej celowo wytwarzanej przez ludzi. Na ruch wody, skał, a nawet całych miast wpływ ma centralnie umieszczone Candesce, fuzyjne słońce, nazywane Słońcem Słońc.
W takiej scenerii, gdzie brak pewnego gruntu pod nogami, a wszystko płynie, istnieją jednak wciąż zatargi terytorialne i suwerenne. Tym, który inicjuje akcję powieści jest uzależnienie państwa Aerie od potężniejszego Slipstreamu i chęci uzyskania niezależności przez to pierwsze. By to osiągnąć potrzebują własnego, sztucznego słońca, które budują potajemnie.
Kilka lat później Slipstream również znajdzie się w zagrożeniu, a w wyprawę, mającą na celu zapewnienie bezpieczeństwa przypadkowo uwikłany zostanie Hayden Griffin, młody chłopak pochodzący z Aerie i chowający wciąż dawne urazy.
Tak zaczyna się podróż po Virdze powietrznymi statkami, gdzie napotkać można na niejedną przygodę i ciekawe miejsce. Właściwie przygody jest tu o wiele, wiele więcej niż fikcji naukowej, którą uznałabym jedynie za okrasę książki. Do tego kilka intrygujących postaci, nieco eleganckich manier i strojów, piraci i powietrzne bitwy, dobrze prowadzona fabuła - wszystko razem składa się na dobrą, wciągającą powieść osadzoną w niezwykłym świecie. Same okręty i mniejsze, pełniące rolę zwiadowców aerocykle nieco przywodziły mi na myśl potyczki lotnicze z Gwiezdnych Wojen, choć tamte rozgrywały się w przestrzeni kosmicznej, a te tutaj w zwykłym powietrzu, na dodatek ograniczonym fulerenowymi ścianami Virgi i uwzględniając ogromną różnicę w nowoczesności i technologiach używanych na statkach - te z Virgi przypominają klasyczne okręty pływające po morzach.
Potknięcie fabularne zauważyłam jedno, niezbyt wielkie i nie wpływające raczej na odbiór samej książki, która podobała mi się, choć nie wywoływała okrzyków zachwytu. Na pewno jednak jest to interesująca pozycja ze względu na swą odmienność, a do tego nawet osoby nie gustujące na co dzień w science fiction ze Słońcem Słońc nie powinny mieć problemów w czerpaniu przyjemności z lektury.
Metryczka:
Tytuł: Słońce Słońc (Sun of suns)
Autor: Karl Schroeder
Wydawnictwo: Ars Machina
ISBN: 978-83-932319-5-9
Książka nie dla mnie...niestety...
OdpowiedzUsuńNastępna, jaką opiszę, powinna Ci bardziej przypaść do gustu ;)
OdpowiedzUsuńPiraci w konwencji sf? Brzmi intrygująco. ;) Jak skończę obecną książkę to muszę trochę odpocząć od sf, ale potem chętnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńJa chyba sięgnę zaraz po Bohaterze Wieków, muszę odpocząć od fantasy ^^ Z sf zaś na półkach mam jeszcze tylko Triumf Enfymiona, a na tak grube tomiszcze nie mam obecnie sił. Poza tym to zbyt dobry cykl by tak szybko z nim kończyć. :)
OdpowiedzUsuńPewnie jak ja sięgnę po taki cykl, to go od razu przeczytam w całości :)
OdpowiedzUsuńA Słońce Słońc to nie jest żadne hard sf, żebyś się przypadkiem nie nastawił na to. Na pewno jednak od Triumfu jest o wiele cieńsze i czyta się bardzo szybko :)
Och pewnie, wiem że jest to bardziej powieść przygodowa osadzona w świecie świecie sf niż typowe sf.
OdpowiedzUsuńTak swoją drogą to czemu nie wystawiasz na blogu ocen książkom? :>
Jakoś nie czuję potrzeby ;)
OdpowiedzUsuń@pisanyinaczej, racja, nie dla ciebie, bo tobie jej nie wyślą. :>
OdpowiedzUsuńKaro, które to potknięcie fabularne, bo ja niczego nie zauważyłem?
@Fenrir, na mailu może, choć to nie byłby wielki spoiler ;)
OdpowiedzUsuńW sumie, nie zwróciłem na to uwagi. :P
OdpowiedzUsuńTo w sumie mało rzuca się w oczy - chyba sama się sobie dziwię, że to zauważyłam^^
OdpowiedzUsuń