sobota, 20 sierpnia 2011

Gwałt


Nazwisko Joanny Chmielewskiej obiło się o uszy i oczy chyba każdego Polaka, który poświęca trochę czasu literaturze - nawet, jeżeli nie jest zainteresowany kryminałami i nie przeczytał żadnej jej książki.


Nazywana jest pierwszą damą polskiego kryminału, choć jej książki zwykle nie przypominają tych najbardziej klasycznych pozycji z tego gatunku. W większości jednak niezwykle iskrzą się od humoru i potrafią emanować pozytywną energią, pełne są przezabawnych sytuacji i dialogów.

Jej najnowszej powieści, Gwałtu, w ogóle nie zaliczyłabym do kryminału - cała akcja w większości dzieje się na sali sądowej podczas procesu wytyczonego podejrzanemu o gwałt chłopakowi. Rozprawa zdecydowanie nie jest zwykła - a wrażenie jest jeszcze większe, gdy czytelnik wie, że powieść powstała na kanwie prawdziwych wydarzeń, których Chmielewska była świadkiem.


Historia rozegrała się za czasów PRL-u, gdy Chmielewska tkwiła u boku prokuratora, we wszystkich jej książkach występującego pod mianem Diabła, któremu towarzyszyła podczas opisywanej sprawy. Wspomnienia z tego wydarzenia, a więc w istocie główny zarys fabuły, jej największym fanom były już znane, gdyż pojawiły się w Autobiografii. Do tego dziennikarka Patrycja i prokurator Kajtek, będący odbiciami Joanny i Diabła, uwikłani w dziwną sytuację mieszkaniową i wspólne zainteresowania zawodowe krymianalno-prawne mogą przyczynić się do tego, że wiele osób znających twórczość pisarki na wyrywki może poczuć lekki zawód tą pozycją uznając ją za niewnoszącą nic nowego. Sprawa, dotycząca przecież zupełnie innych postaci, przedstawiana jest generalnie z ich perspektywy, a może nawet bardziej z perspektywy Patrycji, która jednak nie jest narratorem tekstu - czego można żałować, bo Chmielewskiej lepiej wychodzą te książki, które pisane są w formie pierwszoosobowej.

Ogólnie nowsze książki Chmielewskiej jak dla mnie trochę za mocno przepełnione są moralnością, pochwałą gustu i estetyki i ogromną krytyką bezguścia i głupoty ludzi - niby nie jest to pisane wprost, niby gdzieś to tam tylko prześwituje spod treści, a jednak mam wrażenie, że tylko dla przemycenia tych wartości te pozycje są pisane. I nic nie pomaga tu fakt, że sama często się z Chmielewską zgadzam - można to złożyć na karb tego, że w dużej mierze na jej książkach się wychowywałam. W Gwałcie też można zjawisko umoralniania zaobserwować, choć może w nieco mniejszej mierze, niż np. w Rzezi Bezkręgowców.

Gwałt ma również swoje plusy i swoją siłę, wybijając się nieco ponad poziom ostatnich tekstów autorki - przede wszystkim chodzi tu o teksty sędziego i jego podejście do całego tego procesu. Strach pomyśleć, że tak mógł kiedyś wyglądać polski wymiar sprawiedliwości. Całość podana jest w charakterystycznym dla Chmielewskiej stylu, który zawsze wywołuje uśmiech na twarzy, a niejednokrotnie także głośniejsze efekty dźwiękowe towarzyszące śmiechowi. Inteligentny czytelnik, potrafiący dostrzeć absurdalność rzeczywistości i humor w tym zawarty, powinien wynieść nieco rozrywki z lektury, o ile nie nastawi się do niej zbyt negatywnie ze względu na wspominane wcześniej minusy.

Metryczka:
Autor: Joanna Chmielewska
Tytuł: Gwałt
Wydawnictwo: Klin
ISBN: 978-83-62136-54-4

12 komentarzy:

  1. Teksty sędziego rzeczywiście były najmocniejszą stroną powieści i rozbawiły mnie do łez. "Lesio" to to nie jest, ale ja bawiłam się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja generalnie też - nie zwracałam takiej uwagi przy czytaniu na minusy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie wspomniane minusy nie ruszają zupełnie - jestem Chmielewskiej bezwzględnie oddana. Tylko muszę skądś wyczarować tę najnowszą pozycję, o której tyle już zostało napisane ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, kocham Chmielewską i przeczytam tak czy inaczej. Już do mnie jedzie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zniechęcam - wpisałam sobie swoje refleksje, ale napisałam też, że ja się mimo wszystko przy książce bawiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jako nastolatka zakochana byłam w książkach Chmielewskiej, potrafiłam śmiać się do rozpuku czytając "Lesia" czy "Wszystko czerwone", przeczytam więc choćby z sentymentu:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Będę musiała na sobie sprawdzić:). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  8. @Kasandra, w końcu to zawsze najlepszy sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdroszczę Ci tego "Gwałtu" ;)
    Wprawdzie nie czytałam zbyt wielu książek Chmielewskiej, także mam nadzieję, że tę - najnowszą pozycję - będę miała okazję kiedyś przeczytać.

    Czekam w takim razie ze zniecierpliwością na Twoją recenzję Trylogii Arturiańskiej :)

    Pozdrawiam,
    Miqa

    OdpowiedzUsuń
  10. @Miqa, obawiam się, że chociaż książki powinny do mnie dotrzeć lada dzień, to nie przeczytam ich od razu. Muszę najpierw skończyć biblioteczne "Rozważną i romantyczną", zaczęłam też czytać "Cryptonomicon" - choć tu mogę w sumie czytać dwie książki naraz :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam ochotę na tę książkę... na elementy umoralniające można przymknąć oko, a dobry humor jest zawsze w cenie :) Tyle słyszę ostatnio o pani Joannie, że zaczęłam myśleć o niej jak o polskiej wersji Agathy Christie. Muszę sprawdzić czy rzeczywiście nią jest :) Pozdrawiam!

    PS. Jeśli mogę coś zaproponować, zapraszam do udziału w projekcie: rozmawiajmy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Elementy umoralniające nie są złe - jedynie dawniej były podawane w bardziej subtelny sposób :)

    Mnie już nie ciągnie tak mocno do poznawania wszystkich jej książek (ze starych nie czytałam może jednej, dwóch pozycji) - ale tak czy inaczej lubię książki Chmielewskiej i pewnie jak mi te nowsze pozycje w ręce wpadać będą, to będę je nadal czytać :)

    OdpowiedzUsuń