piątek, 15 lipca 2011

Filmoteka: Miasto zaginionych dzieci

Każdy sen, nawet ten czarowny i piękny, zbyt długo śniony zamienia się w koszmar. A z takiego budzimy się z krzykiem. (Emiel Regis Rohellec Terzieff-Godefroy - Andrzej Sapkowski, Pani Jeziora)

Cóż ma jednak zrobić człowiek, który w ogóle nie potrafi śnić? Wyjście jawi się jedno - przywłaszczyć sobie czyjeś sny...
Kto zabrał sny temu dziecięciu?
To geniusz Krank, sprawca nieszczęścia.
Marzenia zmienią się wnet w koszmary,
Bo geniusz zła, o którym mówi historia ta,
Bo geniusz Krank nie zna miary
.

Brak marzeń sennych prowadzi do szybkiego starzenia się, co martwi nie tylko Kranka, ale i jego przybraną rodzinę: braci-klony, cierpiących na nadmierną senność, matkę, będącą karłem i wujka Irvina, mózgu, wiecznie nękanego migreną. Wspólnie starają się rozwiązać problem Kranka, porywając w portowym mieście dzieci, by śniły za niego. Jedną z ofiar stanie się przybrany brat  osiłka One, który sam rozwojowo pozostaje na poziomie dziecka. Marynarz stara się odnaleźć brata, a z pomocą przychodzi mu Miette, dziewczynka z sierocińca prowadzonego przez siostry syjamskie.

Atmosfera tego filmu jest niezwykła - motywy oniryczne pojawiają się w niewielkich ilościach, ale całość robi wrażenie z pogranicza jawy i snu, niepowtarzalnej mieszanki surrealizmu i groteski. Groteskowe są zwłaszcza postacie, genialnie zagrane - mistrzowskie kreacje Daniela Emilforka jako Kranka, Dominique'a Pinion w roli klonów, Mirelle Moise w roli karlicy i Genevieve Brunet oraz Odile Mallet grających Ośmiornicę (jak dzieci nazywały siostry syjamskie).

Portowe miasto, będące miejscem rozgrywania się akcji, zawieszone jest w czasie, którego nie da się dokładnie określić. Film jest mroczny, nie tylko przez ciężki, przytłaczający momentami klimat, ale i przez same ujęcia, w których światła jest bardzo niewiele; pod tym względem podobny jest zresztą do Dark City. Do posępności przyczynia się muzyka, a zwłaszcza grana przez katarynkę (niemałe znaczenie ma tu zapewne fakt skutków, jakie ta gra powodowała, tego jednak już zdradzać nie będę). Świat w Mieście jawi się jako sztywny, skostniały, bez perspektyw, często zimny i wyrachowany; takie przywiązanie, jakie wykazywał do brata i do Miette One jest rzadkością, czymś spotykanym sporadycznie nawet u dzieci, zmuszonych do szybkiego dojrzewania, a co dopiero tu mówić o dorosłych. Mimo to nie można nazwać tego filmu pesymistycznym, a przynajmniej ja tak go nie odbierałam.

Miasto zaginionych dzieci zostało wyreżyserowane przez duet Jean-Pierre Jeunet oraz Marc Caro. Obydwaj wcześniej współpracowali przy Delikatessen, to druga wspólna ich produkcja.

Trudno mi powiedzieć, co jest tu najmocniejszym punktem filmu, gdyż jest świetnie zrobiony chyba pod każdym względem. Z wielką przyjemnością patrzy się na poszczególne sceny, ciesząc oczy zdjęciami, dopełnionymi idealnie dobraną muzyką i poddaje się temu niespiesznemu rozwojowi wydarzeń, dzięki czemu lepiej można wczuć się w klimat filmu, niż to byłoby możliwe przy szybko gnającej akcji.

To zdecydowanie coś, co trafiło w moje gusta filmowe i co zdecydowanie się odróżnia od większości serwowanych nam ostatnio produkcji. Na pewno będę szukała kolejnych filmów w zbliżonych klimatach.


2 komentarze:

  1. Musze zobaczyć...już tytuł mnie intryguje :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo tego, że nie lubisz fantastycznych klimatów? :)

    Mnie jak widać, przypadło do gustu, ale nie wiem, ile osób dzieli mój gust filmowy :)

    OdpowiedzUsuń